piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 2

7 KOMENTARZY= NEXT! 

Z głębokiego snu, wyrwał mnie nadzwyczajny hałas. Leniwie przeciągnęłam się i otworzyłam ociężałe powieki. Obok siebie, ujrzałam tłum ludzi pchających się do wyjścia. Jasna cholera! Już wylądowaliśmy. Jakim cudem tego nie zauważyłam? Szybko poderwałam się z siedzenia i ruszyłam za zbiorowiskiem . Oczywiście, nie obyło się bez przepychanek i zbędnych oszczerstw. Powtarzałam sobie w myślach, że zaraz wyjdę na świeże powietrze i skończy się ten cały ambaras. Na szczęście, okazało się, że miałam rację. W miarę prędko wyszłam z samolotu i podbiegłam do znudzonych wariatek.
- No wreszcie! - jęknęła Nessa. - Ileż można na ciebie czekać.
- Nie moja wina, że był straszny tłok! - broniłam się.
- Ok... już przestańcie! - wtrąciła się Raini, widząc minę Van. - Zamówiłam Taxi, powinna tu być za jakieś pięć minut, więc ogarnijcie się.
Cicho zaśmiałam się pod nosem. Po raz pierwszy to właśnie moja przyjaciółka zażegnała spór. Dotychczas rolę "Aniołka Charilego" pełniłam ja. Fajne uczucie, gdy ktoś przejmuje fuchę - pomyślałam i strzepnęłam niewidzialny pyłek z leginsów.
- Dobrze wyglądasz - skomentowały obie, nawet na mnie nie patrząc.
- Dziękuję - szepnęłam ze zgrozą. Kiedy to głupie auto przyjedzie? Nie musiałam długo czekać. Kierowca podjechał już po kilu minutach bezczynności. Bez najmniejszego pospiechu wsadziłyśmy walizki do bagażnika i zajęłyśmy miejsca w samochodzie. Było duszno i gorąco, lecz mimo to nikt nie włączył klimatyzacji. W takich warunkach dojechałyśmy pod wynajęty dom.
Ot, zwykłe lokum, dość ładnie urządzone i przestronne wewnątrz. Mimo tego wpadłyśmy do niego jak szalone, delektując się zapachem nowości i... wolności! Każda od razu zajęła sobie pokój. Raini i 
Nessa wybrały te, które miały największą liczbę mebli, w których mogły poupychać swoje ciuchy. Ja, gustowałam w małych i przytulnych wnętrzach, albowiem wierzyłam, że w nich kryje się wiele pozytywnej energii. A ta będzie mi bardzo potrzebna, zwłaszcza w nowym roku szkolnym. Tja, no właśnie. Na samo wspomnienie słowa "szkoła" chciało mi się wymiotować. Nienawidziłam zaczynać od zera. Nowi ludzie, nowa klasa, nowi nauczyciele. Przystosowanie się do stołówkowego jedzenia oraz przezwiska "kujon" i tego, że nikt cię nie polubi., nigdy nie znajdziesz przyjaciół. Ugh...  miałam ochotę ukatrupić dziewczyny za zgotowanie mi tego piekła. W Marino High School dało się wytrzymać. Może nie było idealnie, ale ludzie przyzwyczaili się do tego, że jestem dziwolągiem i nie wchodzili mi w drogę. Zwyczajnie uznali, że nie jestem warta ich uwagi. A tutaj... jestem "nowa", więc będą mnie poddawać różnym testom na fajność, a gdy już skończą i przekonają się, że jestem idiotką,  rzucą w kąt jak szmatę, z której można mieć bekę, Ze złości, zgniotłam kartkę z tekstem poprawionej piosenki.  
- Lau, też już nie możesz doczekać się pierwszego dnia w Talent Ever School? Czuję, że będziemy się świetnie bawić. Na jakie zajęcia dodatkowe się zapiszesz? Mnie interesuje gra na perkusji, ale też taniec i śpiew - także mam dylemat. A może dam sobie spokój? W pierwszym semestrze wolę załatwić formalności i przyłączyć się od jednej z szkolnych grup. Chociaż... no sama nie wiem. Co sądzisz? - spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami. Jak mogła cieszyć się z końca wakacji? No tak, to cała Raini. Dla niej podjęcie nauki w innej placówce oznaczało wybicie się z czystą kartą. Nie musiała podporządkowywać się żadnej pustej lalce ani innym członkom elity. W L.A nikt jej nie znał, nie wiedział z jakim zmaga się problemem, jaki ciężar ciąży na jej barkach. Ona chciała się dobrze pokazać, zaprezentować swoją osobę z jak najlepszej strony. 
- Nie mam pojęcia - rozłożyłam ręce z akcie bezradności, - To twoja decyzja, zrobisz jak zechcesz. 
- Oj... a coś ty taka nie w humorze? Powinnaś się śmiać z tego, że dostałyśmy taką szansę od losu! A nie mścić się na całym świecie, pesymistko. - odburknęła, wyraźnie wściekła. Tylko głośno westchnęłam, patrząc w bały jak śnieg sufit. Nie miałam zamiaru udawać radosnej, dlatego,  że opuściliśmy Miami, Tęskniłam za wiecznym latem i ciepłymi promykami słońca, budzącymi mnie co dnia. 
- Ja myślę obiektywnie Raini. Nie marzę o popularności, czy jakimkolwiek miejscu wśród tych co mają kasę i szastają nie na prawo i lewo. 
- Skoro tak... - wzruszyła ramionami, podnosząc się z mojego łóżka. - A niedawno pewna mądra dziewczyna mówiła, że jeśli kogoś nie znamy, to nie powinniśmy oceniać. - cytując moje słowa, wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Przewróciłam teatralnie oczami. Trafiła w mój czuły punkt. Czasami żałuję, że nie potrafię ugryźć się w język i zostawić pewne sprawy w świętym spokoju. 

*1 września, 9:00*
Budzik swoim głośnym "Dryń dryń" wybudził mnie z dwugodzinnego snu. Praktycznie nie spałam całą noc. Zastanawiałam się nad słowami przyjaciółki. Czy to właśnie przez moją obojętność byłam nielubiana? Bo nie przywiązywałam wagi do tego jak się zachowywałam czy ubierałam? To przecież niedorzeczne. Nie można kogoś dyskryminować przez bycie w pełni sobą! Moim zdaniem przyjaciele powinni akceptować drugą osobę, za to jaka jest wewnątrz, a nie poprzez to, co powierzchowne. A może... chodziło jej o to, że wytwarzam wokół siebie jakąś niewidzialną powłokę, komorę chroniącą mnie przed ludźmi? Nie, nie, nie! 
Bijąc się z myślami, zeszłam na dół. W kuchni krzątała się Van, a przy stole siedziała zaspana Raini. Przed nią stał talerz pełen grzanek z bitą śmietaną i Nutellą. Ucieszona tak nad zwyczaj smacznym śniadaniem, nie czekając na reakcję siostry z apetytem zaczęłam pałaszować. Wpychałam do buzi coraz to więcej pysznych kanapek, pozostawiając jedynie okruszki na talerzu. Śpiący obok szop pracz niczego nie zauważył, a zajęta sprzątaniem Nessa, była zbyt pochłonięta aktualnym zajęciem. Zadowolona z tak miłego początku dnia, chichocząc pod nosem udałam się z powrotem na górę, aby wyszykować się w coś odpowiedniego na tę okazję. Długo nie przebierałam w ubraniach. Wybrałam klasyczny strój z tamtego roku - białą koszulkę i czarną spódniczkę przed kolana, choć zrobiła się ona odrobinę za krótka. Później zrobiłam lekki makijaż, wiedząc, że nikt nie wypuści mnie z domu bez niego. Na sam koniec ogarnęłam jeszcze włosy, upinają je w wysoki kok. Gotowe! Miałam już opuścić łazienkę i zrobić miejsce Raini, jednak na krótką chwilę przystanęłam przed lustrem. Efekt był całkiem niezły. W gruncie rzeczy, zaczynałam się nawet sobie podobać. Oczywiście nigdy nie będę jak te ślicznotki z magazynów dla nastolatek, ale przynajmniej zaakceptuję siebie taką jaką jestem. Uśmiechnęłam się. Będę silna i niezależna. Może ludzie będą mną pomiatać i gardzić, ale wtedy całkowicie ich zignoruję! Pokażę, kto jest górą. Z tą myślą, zeszłam na dół, gotowa jak nigdy, na rozpoczęcie roku szkolnego. 

***
Znowu Was zawodzę, ptysie! :/ Nie podoba mi się to, że rozdział dodaje prawie po dwóch miesiącach, mimo tego że mam ferie. 
Ale nie tylko o to chodzi.... raczej przeraża mnie fakt, że pisze coraz bardziej beznadziejnie i nikt tego nie będzie czytał. W ogóle... nie mam weny. Na dodatek mam małego doła... :( i sprawy osobiste, nie pozwalające mi dokończyć solidnie pisania. 
Saynora! ♥



środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 1


Do mojego pokoju wpadła oszołomiona Raini i głośno krzyczała. Jak wariatka skakała po po łożku i piszczała z radoścI. A już myślałam, że po prostu przestraszyła się pająka.
- Lau... nie uwierzysz - zaczęła podniecona.  - Znalazłam w internecie światną ofertę wakacyjną. Tanią, z dobrym hotelem i tanim przelotem do L.E. Weźniemy Nessę i lecimy, co?! - przytuliła mnie.
- Hm... - podniosłam brew. - Dobrze się czujesz?! Zarz wrzesień. Szkoła, te sprawy. - ziewnęłam i owinęłąm się szczelnie kołdrą, nie zwracając uwagi na przyjaciółkę.
- Laura!!! Wstawaj małpo, jedna, głupia, wstrętna! - wrzasnęła i szybkim ruchem zdarła ze mnie ciepłe okrycie. - Możemy tam się uczyć... jest szkoła dla uzdolnionych - podkreśliła z dumą.
- No i? - pokręciłam głową.
- I Vanessa nas do niej zapisze! - pomachała mi nad głową ulotką ładnie pomalowanego budynku.
- W życiu się nie zgodzi. Nie jest idiotką...
- Na co się nie zgodzę? - odezwał się głos za nami. W drzwiach stała moja "cudowna" siostrzyczka, rozpromieniona niczym anioł.
- Laura uważa, że jesteś wredna i nie wyjedziesz z nami do Los Angeles, w celach naukowych.
- WTF?! Zaraz możecie się pakować, załatwię nam jeszcze dzisiaj samolot - stwierdziła i wzięła jedną z reklam wydrukowanych przez czarnowłosą.
Spiorunowałam wychodzącą "piękność" wzrokiem, po czym ruszyłam tyłek i poszłam odświeżyć się do łazienki. Nie wierzyłam własnym uszom. Obie wariatki chcą wyjechać. Hello, czy tylko ja posiadam jeszcze zdrowe zmysły?! Dom w U.S.A kosztuje fortunę, szkoła pewnie też.... - pomyślałam i oblałam twarz wodą. Dokładnie przeanalizowałam już swoje plany na przyszłość - liceum, studia w Miami, a potem założenie rodziny. Nie jakieś chore rewolucje, typu WYJAZD DO LOS ANGELES! Nieważne Laura. Uspokój się. Nigdzie się stąd nie ruszysz. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z łazienki. Z hukiem rzuciłam się na łóżko, założyłam słuchawki i weszłam w świat, gdzie wszystko była jak chciałam. Miałam tam księcia z bajki, wspaniałe życie. Reszta się nie liczyła.
***

Po około trzech godzinach, śpiewania ukochanych hitów, poszłam sprawdzić, co robią dziewczyny. Jak na nie, na dole było wyjątkowo cicho. Powiedziałabym, że nawet za chicho. Zazwyczaj ich wrzaski przyprawiały mnie o silne bóle głowy, ale dzisiaj zatęskniłam za nimi. 
- Jest tu kto? - wydarłam się, jak rodzący piątkę dzieci słoń. 
- Ciii! - obróciłam się gwałtownie, i ujrzałam je, jak wytężając wzrok szukały czegoś w laptopie. 
- Em... mogę spytać, co wy do cholery robicie? - załamałam ręce, siadając obok nich. 
- Szukamy pracy dla mnie - powiedziała Nessa, nie odrywając wzroku od monitora. 
- I do tego potrzebujecie ostoi spokoju, tak? - uniosłam brew, nie dowierzając.  
- Trzeba się skupić. Nie możemy nic przeoczyć. - wyjaśniła Raini. - Bilety zalatwione, edukacja też. Ostatnim punktem dzielącym nas od zrewolucjonizowania L.A jest... robota Vanessy. 
- Czyli, że, serio WYJEŻDŻAMY?! - znów powtórzyłam "ryk roku". 
- Zamknij się wreszcie! Mówiłam ci, że wszystko pójdzie jak po maśle. - ucieszyła się przyjaciółka, której nagle zapragnęłam dać w twarz, i to potężnie. 
- Chcecie rzucić to - ręką wskazałam widok za oknem - Na Hollywood, pełne narkomanów, alkoholików, palaczy i pustych gwiazd?! - powoli traciłam hart ducha. Wiedziałam, że ich decyzja jest nieodwołalna, ale... warto poświecić się dla miejsca, gdzie przeżyłam tyle cudownych lat. No ok... może niekoniecznie takich "cudownych", lecz zmierzyć się z nienawiścią trzeba, nie? 
- Lauruś... Daj sobie spokój. Tam będzie jeszcze lepiej! Zresztą w Miami, jest też wiele niebezpieczeństw! Myśl racjonalnie! - zachichotała i walnęła pięścią w stół. Przewróciłam oczami. Jak one nic nie rozumiały... 
- EJ....CHYBA TO MAMY! - krzyknęła Raini. A więc im wolno drzeć mordę? Hę? 
- CO? GDZIE? JAK? KUR*A! - siostrunia potrząsnęła czarnowłosą , zmuszając ją do gadania. DZIECINADA! - westchnęłam. 
- Pójdziesz na casting! Przecież jesteś dobrą aktorką. Dasz sobie rade, wierzę w ciebie. - przekonywała, widząc niezbyt tęgą minę Van. Może jednak wyjazd spali na panewce? Błagam! 
- Może się udać - potrząsnęła głową, nagle z dużą doza pewności siebie. No nie! Czy ja naprawdę mam takiego pecha?! Wszystko dzieje się na opak. Ugg... 
- No to dziewczynki, pakujemy manatki i podbijamy świat! - obie, przytuliły mnie, piszcząc i skacząc, jak małe dzieci.
Z ciężkim sercem, wyciągnęłam starą jak świat, czarną walizkę na kółkach i prawdę mówiąc "wywaliłam" do niej wszelkie ubrania z szafy. Nie miałam chęci starannie ich układać. Co ja mówię.. Nie miałam chęci ich w ogóle pakować! Niestety, jak zawsze nie miałam nic do gadania. Nie miałam prawa się przeciwstawiać, protestować ani strajkować! Bo ludzie zawsze starali się, aby im było dobrze. Nikt się nie zastanawiał czego ja chcę... Bo przecież byłam nic nie znaczącą suką na tym durnym świecie!

***
O 5:00, byłam już na nogach. Wyobrażacie sobie?! Zostałam brutalnie zbudzona, przez dwie małpy, które niby niewinnie, zaczęły walić w drzwi, jak opętane. W końcu uległam i w ponurym nastroju wyszłam z pokoju.  Myślałam, że je uduszę, poćwiartuję, a głowy powieszę na balkonie, niczym trofeum. O, tak! Piękna myśl. 
- Nie ma czasu na marudzenie, kochana! Masz 15 minut, aby jakoś się ogarnąć, bo potem jedziemy na lotnisko! - Nessa klasnęła w dłonie, prezentując przy tym nienaganną posturę. Zmierzyłam ją wzrokiem typu "Giń, wstrętna istoto" i podreptałam w stronę pokoju czystości. Tam, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w jakieś ubrania, które wpadły mi w ręce i na prędce zakręciłam włosy. Uf... zdążyłam, Nie wyglądam jakoś idealnie, ale nie wezmą mnie przynajmniej za zwierzę. 
W trochę lepszym nastroju, usadowiłam się po raz ostatni na moim łóżku. Wiedziałam, że będę tęsknić. Za Miami. Za codziennymi spacerami po plaży. Za moim dzieciństwem. Za wszystkimi ludźmi, których tu spotkałam, lecz nie zamieniłam z nimi nawet słowa. 
- Lauraaaaaaaaaaaaa! Weź ten zgrabny tyłeczek na dół, bo taxi stoi na zewnątrz! - usłyszałam głośne krzyki na korytarzu. Pomyślałam, że czas ruszać. Musze myśleć pozytywnie. Ułoży się jakoś. W końcu będę miała czas, aby pokazać, że jestem twardą, inteligentna KOBIETĄ, a nie małą, nieśmiałą DZIEWCZYNKĄ. Zmieniłam się i zmienię jeszcze bardziej. Na lepsze. 
Złapałam rączkę walizki, ukradkiem ocierając pojedynczą łzę. Nie rozkleję się. To już nie w moim stylu! 

***
Na lotnisku, były straszne tłumy. Zewsząd dało się słyszeć narzekania wiecznie niezadowolonych ludzi. Ok, mi też przeszkadzały zbyt wolne odprawy, ale trzeba mieć trochę kultury i uszanować pracę innych osób, a nie wyrażać głośno swoje zdanie. Za przykład takiego "opryskliwego" zachowania podam małżeństwo, stojące za mną. 
- Kur*a, jego mać! Ileż można czekać, co? Więcej was matka nie miała? Ja pierd**e, jak tylko dolecę na miejsce, to od razu składam skargę do sądu! Tak być nie będzie! - awanturował się mężczyzna. 
- A co ja ci zrobię! Te ch*je zapłacą za to, że nie dotrzemy na czas. Opierdzielają się jak słonie w porcelanie! Albo muchy w smole! - kobieta, w pełni podzielała jego zdanie. Ugh... naprawdę wielkie hamstwo, Chciałam dołożyć swoje dwa grosze, ale uznałam, że nie będę zniżać się do rozmowy z dziadami bez manier. Na szczęście, długo już nie musiałam znosić ich gadaniny. Kolejka szybko zaczęła się przesuwać. Vanessa i Raini już przeszły przez odprawę. Nastąpiła moja kolej. Powiedziałam grzeczne "Dzień dobry" i podałam około trzydziestoletniej kobiecie bilet. Miło się do mnie uśmiechnęła, a potem przez pięć minut macała bilet w dłoniach. Miałam się zapytać, czy coś nie tak, lecz w tej chwili oddała mi kawałek papieru i wskazała na wejście. Skinęłam głową i pospiesznie ruszyłam na miejsce. Bałam się, że zabraknie miejsc, więc nie szukając dziewczyn, usiadłam obok jakiejś śpiącej staruszki i chłopaka emo. Przez jeszcze jakieś 20 minut, do samolotu wlewał się tłum osób, przy czym,, każda odgrażała się policją, sądem czy prokuratorem, dlatego odetchnęłam z ulga, gdy stewardessa, powiadomiła nas o starcie. Zapięłam pasy, w tej samej sekundzie, gdy samolot ruszył. Nie pozostawało mi nic innego, jak odpłynąć w objęcia Morfeusza. 

***
Ok... rozdział pojawił się jeszcze w roku 2014, więc możecie mi pogratulować, że spięłam się i coś napisałam. Sama w to nie wierzę! Z góry przepraszam, że wyszło nudno, ale obiecuję, że niedługo akcja się rozkręci. No nic... kochani, czytajcie i komentujcie, bo to dla mnie bardzo ważne. Naprawdę. Do następnego... kocham Was Miśki ♥

niedziela, 28 grudnia 2014

Prolog

  Jestem Laura Marano - 15 letnia dziewczyna o brązowych włosach i bursztynowch oczach. Mieszkam w słonecznym mieście - Miami, wraz z starszą siostrą Vanessą i przyjaciółką Raini, która prowadzi beztroskie życie. Rodzice pozwalają jej na wszystko, między innymi dlatego się do mnie wprowadziła. Jest zabawna i przyjacielska, ma niezłe powodzenie u płci przeciwnej. Nie to, co ja. Od podstawówki miałam ksywkę "kujon". Tak zostało aż do końca gimnazjum. Teraz, gdy wkraczamy w progi liceum, wszystko się zmieni, a najbardziej moje podejście do świata...

***
WERBLE...MAM ŚWIRA NA PUNKCIE TWORZENIA BLOGÓW, ALE ZROZUMCIE, TA HISTORIA MI SIĘ PRZYŚNIŁA o.O UGG... CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE, MOTYWUJCIE ♥